Przystanek pierwszy – Naperville. Miasto jest położone w północnej części USA, w stanie Illinois, pod Chicago. Jak jest daleko – 45-60 min jazdy samochodem czy godzinka pociągiem. To czego nauczyły mnie Stany to podawanie odległości w godzinach jazdy.

Miasto to zamieszkane przez prawie 150 000 mieszkańców. Bardzo dobrze skomunikowane z Chicago. Pełne knajp i barów. Idealne na leniwy wypoczynek. W Naperville znajduje się też stacja kolejowa, która zapewniała nam szybką i sprawną podróż do Chicago. O Naperville mówi się, że jest to jedno z najlepszych przedmieść Chicago. Mnie przyjęło bardzo gościnnie. Poczułem jego klimat – ale czy to było jedzenie, picie czy ludzie? Któż to wie????. Patrząc na prezentowane powyżej ciastka, czy poniżej wystrój witryny sklepowej – z pewnością czuje się, że jest się w Ameryce.

Słodycze miam miam. Aż rozpływały się w rękach – a co dopiero w ustach. Miasto przywitało nas temperaturami 30-35 stopni Celsjusza. ten nowy „friend” towarzyszył nam podczas całej wędrówki po Stanach. Czy w słońcu czy w deszczu podążał krok w krok za nami.

Kolejny dzień – zaplanowaliśmy podróż do Chicago. Poranek przywitał nas parną pochmurną pogodą. Stacja ładna, kilka osób czekało na pociąg. Chcieliśmy kupić bilet – ale kasa czynna w godzinach 10 – 15.00. Wow. Zakup biletu u konduktora jeśli kasa zamknięta (bez mandatu), albo zakup przez internet. Cóż. Wsiedliśmy do pociągu i czekaliśmy na konduktora. Za chwilę się pojawił i skasował nas – zgodnie z cennikiem przejazdu (niecałe 7 $ za osobę) Uff. Pociąg dojechał czasowo. Wjechaliśmy na Union Station i rozpoczęliśmy zwiedzanie Wietrznego Miasta.