Casablanca jest największym miastem Maroka. Położone w zachodniej części kraju, na wybrzeżu Oceanu Atlantyckiego. Miasto jest głównym ośrodkiem przemysłowym i kulturalnym oraz największym portem morskim Królewstwa.
Podczas krótkiego pobytu w Casablance udało mi się zwiedzić Meczet Hassana II. Jego budowę rozpoczęto w 1986 r i ukończono w 1993 r. Meczet wznoszono wyłącznie z datków marokańczyków. Jego koszt oszacowano na 800 mln euro. Budowlę wzniesiono prawie wyłącznie z materiałów z Maroka, poza białymi granitowymi kolumnami i żyrandolami ze szkła Murano z okolic Wenecji. Marmur pochodzi z Agandir, drzewo cedrowe ze Środkowego Atlasu, a granit z Tafraoute. Budowało go ponad 6000 budowniczych. Wznosi się on na sztucznym nasypie ponad wodami Oceanu Atlantyckiego. Podczas wielkich uroczystości otwierany jest też ogromny dach świątyni, aby wierni mogli podziwiać boski ocean i nieboskłon. Poniżej widok na wnętrze meczetu od strony głównego wejścia. Po środku zaznaczona „Droga Królewska”.

Wnętrze meczetu. „Królewska Droga”. Fot. Tomasz Jakubowski
Meczet Hassana II jest trzecim co do wielkości meczetem na świecie. W głównej sali modlitewnej może pomieścić ponad 25 000 wiernych muzułmanów, a na jego obszernym dziedzińcu dalsze 80 000 osób. Do świątyni przylega minaret o wysokości 210 metrów, co czyni go najwyższym minaretem na świecie i też najwyższą budowlą w Maroku.

Przed meczetem. Fot. Tomasz Jakubowski
Meczet można zwiedzać, co stanowi niemałą atrakcję turystyczną. Mnie udało się zwiedzić go po godzinach. Wszystko dzięki staraniom mojego lokalnego przewodnika a może było to zrządzenie losu czy też in shā’ Allāh. Oczywiście podczas uroczystości religijnych nie ma takiej opcji. Meczet stanowi też jedno ulubionych miejsc spotkań, gdyż od niego rozpoczyna się spacer Bulwarem Nadmorskim.
Po świątyni chodzi się na bosaka. Kobiety powinny mieć osłonięte ramiona i nakryte głowy. Dozwolone jest fotografowanie i filmowanie. Bardzo ucieszyłem się. Wreszcie zero zakazów, że nie wolno. Zapłać dodatkowo czy nie można używać lampy błyskowej. Hurra. Nie miałem przy sobie lustrzanki, ale mój telefon dawał radę. Przewodnik, który mnie oprowadzał mówił ciekawie i interesująco. Mnie udało się zwiedzić zarówno łaźnie, gdzie dokonywane są obowiązkowe oblukcje przed modlitwą jak i wnętrza samego meczetu. Wszystko jest bardzo dobrze przemyślane i wrażenia są niesamowite. Do tej pory nie zwiedzałem jeszcze tak pięknego meczetu. Zachęcam go do odwiedzenia dla osób będących w Maroku.

Ozdobna kolumna. Fot. Tomasz Jakubowski
Sztukateria występuje na ścianach i suficie. Islam zabrania przedstawiania wizerunków Boga, tak więc wszędzie królują geometryczne wzory.

Łaźnie. Fot. Tomasz Jakubowski
Od strony Oceanu znajdują się Wielkie Wrota, którymi do meczetu wchodzi urzędujący władca. Poprzez środek tej świątyni wiedzie tzn. droga królewska. Postanowiłem więc poczuć się król i przeszedłem tą drogą – oczywiście po chwili przewodnik zaczął krzyczeć i wymachiwać rękami, że nie wolno itp. No cóż – ale i tak mi się udało. Po bokach świątyni, pod szeregami kolumn, które podtrzymują strop znajdują się „krzesła”, gdzie nauk udzielają nauczyciele muzułmańscy. Meczet wywarł na mnie niesamowite wrażenie swoim ogromem, przepychem. Kunszt rzeźbiarzy i budowniczych widać gołym okiem.
Zapraszam na krótką wędrówkę po meczecie – oto film z wnętrza.
Wizyta w meczecie była przedsmakiem do uczty, która była zaplanowana na wieczór. Spacerując nadmorskim bulwarem trafiłem do bardzo modnej i obleganej restauracji. Jest ona położona nad brzegiem oceanu Atlantyckiego o nazwie :
CABESTAN.

Restauracja Cabestan. Widok na ocean. Fot. Tomasz Jakubowski
Do wnętrza zapraszają urocze hostessy. Niestety niezbyt piękny ochroniarz zakazuje robić im zdjęcie, wiec musicie uwierzyć na słowo. Wnętrze napawa luksusem i zapachem orientu. Menu jest różnorodne, jednakże królują w nim dania z ryb. Cóż trudno się dziwić. Ocean tuż za oknem, i jak mówią wszyscy – ryby smakują najlepiej tam, gdzie czuć w powietrzu zapach zbiornika wodnego.

Grillowana dorada.
Mnie zasmakowała grillowana dorata (Fillet de dorade grillé mariné au sumac, coco et shitaké enrobés d’une vinaigrette soja) – jako danie główne. Ryba wyśmienicie przyrządzona. Aż palce lizać. Na szczęście, w tej restauracji serwowano wina, więc pomogło to umilić wieczór spędzony w tej restauracji.

Tażin
Polecam też spróbować tradycyjnej potrawy marokańskiej – tażinu – czyli potrawy mięsnej (przyrządzonej z baraniny, wołowiny czy drobiu) z cebulą i innymi warzywami oraz różnymi dodatkami jak zioła przy przyprawy. Ja również postanowiłem tego spróbować, ale następnego dnia. Nie chciałem psuć sobie smaku rewelacyjnej ryby. Tażin był pożywny i bardzo mi smakował. Dużo gotowanych i grillowanych warzyw w akompaniamencie mięsa jest idealnym połączeniem.
Casablanca pozostawiła przede mną otwarte bramy Orientu, więc chciałem czerpać z tego jak najwięcej. Niestety większość czasu spędziłem w Nowym Miastie (Ville Nouvelle), gdzie odbywała się konferencja, w której brałem udział.

Zachód słońca nad miastem. Fot. Tomasz Jakubowski
Z okien hotelu Kenzi Tower, Casablanca jawiła mi się kosmopolitycznym miastem, pełnym wielkomiejskiego harmidru i szumu.
Po pewnym czasie zapragnąłem poznać historię tego miasta i oddać się wędrówce po Starej Medynie. Jak sama nazwa wskazuje to najstarsza część miasta. Otoczona murami obronnymi plątanina wąskich, zaplątanych w formie labiryntu uliczek, no i jak na miasto arabskie przystało – suki – czyli bazar. Poza tym, znajdują się tu urocze placyki, kawiarnie, a także XVIII – wieczny bastion La Sqala (przemianowany także na kawiarenkę) i grobowiec patrona miasta kubba Sidi Allal el – Kairaouni. Niestety, tym razem zabrakło czasu – zbyt napięty grafik. Tak więc pozostał „wujek Google”. A szkoda… 🙁
Cóż więc mi pozostało? Zaplanować powrót do Maroka i odwiedzić to i inne miasta. A w międzyczasie oddać się romantycznemu nastrojowi filmu Casablanca z Humphrey Bogart’em i Ingrid Bergman, i może też ugasić pragnienie 🙂
Do zobaczenia wkrótce Casablanca. Do szybkiego zobaczenia Maroko.